Błędy w powieściach: tak pozbawisz się szansy na Nobla
To się niestety zdarza. Ktoś zleca mi redakcję swojej książki, inwestuje w nią niemałe pieniądze, a potem dowiaduje się, że – delikatnie rzecz ujmując – literackiego Nobla to ten jego tekst raczej nie zdobędzie.
Nie podam Ci recepty na dobrą powieść. Sam jej nie znam. Wiem natomiast o kilku czynnikach, które wyróżniają słabych pisarzy. Wiem też o kilku błędach, które często spotykam w nadsyłanych mi tekstach. Jeśli ich unikniesz, Twoje szanse na literacki sukces wydatnie wzrosną.
Imiona i nazwiska bohaterów
Z pozoru taka łatwa rzecz, a jednak… Dobór imion i nazwisk nie powinien być dziełem czystego przypadku. Nie powinien też być wynikiem „przedobrzenia”. Czy można tu „przedobrzyć”? Ależ tak.
Niedawno czytałem thriller Chrisa Cartera „Dziennik śmierci”. Nie najgorsza rzecz, choć znam lepsze, ale jedno uderzyło mnie już na wstępie: detektyw prowadzący śledztwo nazywa się Hunter. Hunter, czyli „łowca”, „myśliwy”. No bo jakże inaczej ma się nazywać policjant, prawda?
Na naszym rodzimym podwórku takie „przedobrzenia” też się zdarzały. Dawni milicjanci nazywali się Żbik (drapieżnik, łowca) albo Sowa (że niby taki mądry).
A pamiętasz może takiego naszego „asa wywiadu”, potem szefa Urzędu Ochrony Państwa, który przybrał sobie nazwisko Gromosław Czempiński? Miotający gromy, groźny czempion – widocznie takim chciał się prezentować, zwłaszcza że przez całe lata brylował w mediach.
Z nazwiskami jest stosunkowo łatwo – możesz je czerpać do woli choćby z mediów społecznościowych. Tam znajdziesz nazwiska prawdziwe, rzeczywiste. Nic ich nie chroni, możesz śmiało nadać każde z nich swojemu bohaterowi.
O wiele trudniejszą rzeczą jest dobór imion. Nie chcę nic dodawać ani ujmować rzeczywistym ich posiadaczom, ale chyba zgodzisz się ze mną, że przynajmniej niektóre imiona budzą pewne skojarzenia z charakterami, a ponadto notują wzrosty i spadki popularności.
Być może zainteresuje Cię mój e-book „ABC pisania powieści”…
Za niezbyt dobry pomysł uznałem więc na przykład ochrzczenie młodego supermena, faceta idealnego, a przy tym młodego, imieniem Antoni. Pewnie, może się taki zdarzyć, ale coś tu jednak brzmi fałszywie. A teraz wyobraź sobie, że jedna z bohaterek to taka kobieta – kumpela: wyluzowana, wesoła, zaradna, nieskomplikowana. Które imię bardziej do niej pasuje: Jolka czy Alicja?
Pamiętaj: pisanie nie polega na pisaniu. To przede wszystkim myślenie, research, a potem żmudne poprawki do upadłego. Poświęć zatem nieco uwagi imionom i nazwiskom opisywanych postaci.
Realia ekonomiczne
Zupełnie nie rozumiem, jak można popełniać dziecinne wręcz błędy w tej akurat dziedzinie. Jeśli szukasz wciągającej książki z kobiecą bohaterką, możesz sięgnąć po „Topieliska” Ewy Przydrygi. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pewien szczegół. Otóż główna bohaterka Pola ma kwiaciarnię (a może pracuje w kwiaciarni, to nie jest jasne). Jej mąż Kuba, który na początku ginie tragicznie, pracuje w MOPS (Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej). To ostatnie jest akurat ważne dla fabuły, tak być musi. To jak wytłumaczyć fakt, że państwo małżeństwo mają na utrzymaniu dziecko, piętrową willę i dwa samochody? Kuba zarabia przecież nędzne grosze, Pola pracą się bynajmniej nie przemęcza (w powieści nie ma o niej żadnej wzmianki), a kasy mają najwyraźniej jak diabeł sadzy. Jakim cudem? Nie, żadne z nich nie kręci na boku żadnych lodów, rodzice też im nie pomagają. Ani więc autorka, ani cały sztab ludzi pracujących nad powieścią nie zwrócił uwagi na ten zgrzyt.
Starannie dobieraj zawody, dochody i elementy trybu życia swoich bohaterów. Jeśli ktoś żyje na europejskim poziomie, to przypisz mu profesję i stanowisko pozwalające dobrze zarabiać. Jeżeli natomiast Twój bohater to zwykły człowiek, żyjący „za te polskie trzy tysiące”, to nie każ mu jadać na mieście, rozbijać się taksówkami i nieustannie kupować markowych ciuchów, bo Twój czytelnik postuka się w czoło. Miej świadomość tego, ile w Polsce zarabia pielęgniarka, ile nauczyciel, a ile specjalista IT w międzynarodowej korporacji. Jeżeli bohaterowie lecą na wakacje za granicą, to wypadałoby, żebyś wiedział, czy na tle ich zarobków powinna to być Dominikana albo Meksyk, czy może raczej Grecja albo Bułgaria. Research, research i jeszcze raz research – bo nie tyle diabeł, ile Nobel tkwi często w szczegółach.
I przy okazji: jeżeli piszesz współczesną powieść, to nie zapominaj, że bohaterowie jakoś jednak pracują zawodowo. Ja wiem, to trudne, możesz np. nie znać realiów pracy adwokata czy scrum mastera, ale nie twórz postaci, które biorą pieniądze za nic. Niechże ci ludzie mają tyle czasu wolnego, ile ma się go w rzeczywistym świecie. To w nim musisz zmieścić ich niezawodowe przeżycia, przygody i zmagania.
Bierz pod uwagę, że i w domu nic nie robi się samo. Lodówka sama się nie napełnia, mieszkanie samo się nie sprząta, a pralka pierze tylko wtedy, gdy umieścić w niej pranie, proszek i płyn. Ktoś to musi zrobić, a więc nie próbuj oszukać czytelnika wizją bohaterów „leżących i pachnących”.
Realni ludzie czy Ken i Barbie?
Niekiedy wręcz ryczę ze śmiechu, nawet czytając książki uznanych autorów, gdy pojawia się wątek miłosny i bohater lub bohaterka spotyka na swojej drodze miłość życia. Tu jak na dłoni widać literacki kunszt lub jego brak. Oderwaniem od rzeczywistości grzeszą i autorki, i autorzy. Zacznijmy od tych pierwszych.
Oto kiedy bohaterka spotyka mężczyznę swego życia, czytelnik częstowany jest opisem przystojnego bruneta. Tak, przynajmniej w polskiej literaturze przystojny mężczyzna to z reguły ktoś ciemnowłosy. Chyba nie muszę dodawać, że jest to facet wysoki, szczupły, ale muskularny. Wysportowany (choć z tekstu rzadko wynika, by regularnie biegał, chodził na siłownię lub robił coś podobnego – on nie ma na to czasu, bo jest zapracowany, wszak bardzo dużo zarabia) – wiadomo. Gdy przychodzi „co do czego”, z pewnością okaże się, że jest mistrzem którejś ze sztuk walki, a więc zawsze obroni swoją ukochaną gołymi rękami.
Niektóre autorki nie stronią od intymnych szczegółów i wtedy okazuje się, że nasz supermen został hojnie obdarzony przez naturę także w tych miejscach, których z reguły nie widać. No a skoro tak, to również potencja pozwala mu „osiem razy po dwa razy i nad ranem jeszcze raz”, co skutkuje u zakochanej w nim bohaterce miriadami orgazmów.
A, to i oczywiście tyłek. Tyłek takiego superkochanka to po prostu raj dla kobiecych oczu. Mało, a bym o tym zapomniał.
Pisarze tworzący postacie kobiece też nie są święci. Gdy ich bohaterowie się zakochują, to najczęściej w kobietach, które tylko fatalnym zrządzeniem losu nie zdobyły tytułu Miss Świata. Tu dominują naturalne (a jakże, przecież kobiety nie farbują włosów!) blondynki z cudownymi buziami. Nogi? Marzenie – długie jak kolejka do lekarza specjalisty, idealnie zgrabne i obowiązkowo uzupełnione czymś na wysokim obcasie. Piersi jędrne jak cytryny po wyjęciu z zamrażarki, idealnie kształtne i sterczące dumnie w każdych okolicznościach.
Rozejrzyj się. To prawda, nie brak wokół nas ludzi, którym los nie poskąpił urody, ale ile znasz chodzących ideałów tej czy tamtej płci? I czy nie można zakochać się w rudym facecie z zapadniętą klatką? Czy zbyt krótkie i krzywe nogi dyskwalifikują dziewczynę w roli miłości czyjegoś życia? Oczywiście możesz tworzyć „literaturę dla kucharek” i umieszczać w niej postacie „do wzdychania”, ale wierz mi, to nie jest pisarstwo wysokich lotów.
Przymioty, charaktery, cechy
Oto kolejna, chyba najgroźniejsza pułapka czyhająca na piszących. Jakże łatwo jest tworzyć postacie plastikowe nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. W powieściach występują dobrzy i źli ludzie – nie wiedzieć czemu, często stuprocentowo dobrzy, idealni z jednej, a kompletnie zdegenerowani, źli do cna z drugiej. Wróćmy na przykład do naszego supermena. Wiemy już, jak wygląda. Brnijmy więc dalej w kicz. Facet zarabia krocie, choć pracuje od ósmej do szesnastej, a czasem wcale, bo jest szefem i robi sobie wolne. Gdy ma wolne albo wróci z pracy, to aż rwie się do prac domowych. Owszem, ma swoją pasję – jest nią gotowanie. Nie dość, że uwielbia to robić, to jeszcze wyczarowuje niebiańskie wręcz potrawy, które serwuje ukochanej wraz z dobrym winem, oczywiście przy świecach, zanim na rękach zaniesie ją do sypialni.
Słabości? Tak, jedną ma, bo przecież nie ma na świecie ideałów. Czasem, gdy już oporządzi dom, położy spać dzieci i pośle ukochaną na przejażdżkę do nieba i z powrotem, pozwoli sobie na sport w telewizji.
Ale nie, on nie ogląda piłki nożnej, skoków narciarskich ani boksu.
On kocha łyżwiarstwo figurowe na lodzie. Czasem ukochana ogląda zawody razem z nim, oparta głową na jego ramieniu.
Supermen ma oczywiście swoje przeciwieństwo. Jest nim zły mąż. Łysawy, wąsaty, z piwnym brzuchem. „Przynieś mi browara!”, krzyczy z kanapy, na której leży, oglądając mecz. Adresatką jest jego umęczona żona, dzieląca w kuchni uwagę między gotujący się obiad a płaczące dzieci. Taki facet potrafi żonie przylać (z reguły – po pijanemu). Zdradza ją albo konwencjonalnie, albo trwoniąc wspólne pieniądze w agencjach towarzyskich. Dzieci to dla niego „te cholerne bachory”, a jeśli odzywa się do żony w sprawach innych niż piwo, to po to, by jej powiedzieć, że wygląda jak ostatnia wywłoka.
Tak, czarny charakter w powieści musi być siekierą ciosany. To nie jest ktoś z wadą, to jest amalgamat wad wszelakich.
Z kobiecymi postaciami jest podobnie, więc nie będę tracił miejsca na opis demona seksu ani pijanej ladacznicy. Skoro czytelniczki mają na kartach książki powody do wzdychań lub świętego oburzenia, to i czytelnicy znajdą tam coś, o czym można pomarzyć przed zaśnięciem (u boku grubej i zrzędliwej małżonki).
Błysk w oku, czyli magiczna sztuczka narratora
Miałbym niemałą trudność we wskazaniu książki, w której to ani razu nie występuje. Autorzy uczepili się tego i trzymają jak teściowa parapetu. A czytelnicy przestali zwracać uwagę.
I tym sposobem, gdy narrator chce zasugerować czytelnikowi coś, co w danym momencie którejś z postaci w duszy gra, sięga po błysk w oku. Wygląda to mnie więcej tak:
Morderca wciąż patrzył na nią zimnym, bezwzględnym wzrokiem. Miał wciąż na twarzy kominiarkę, toteż uwagę skupiła na jego oczach. I gdy wypowiedziała to ostatnie zdanie, dostrzegła w nich ten charakterystyczny błysk. Najwyraźniej psychopata zmienił na chwilę tok myślenia, bo ów błysk pojawiał się u niego zawsze wtedy, gdy na chwilę łagodniał, gdy do głosu dochodził w nim na moment pierwiastek człowieczeństwa. Być może rozważał akurat, czy postąpi z nią tak samo jak z poprzednimi ofiarami, być może na ułamek sekundy pojawiła się w nim jakaś wątpliwość. Być może była to dla niej szansa, ta jedyna, ta ostatnia, by ocalić życie.
Rozumiesz, o co mi chodzi?
Widziałeś kiedyś ludzkie oko ze wmontowaną lampą błyskową? Ja nie. A tymczasem chyba we wszystkich znanych mi współczesnych książkach ludzkie oczy błyskają i to tak sugestywnie, że działają niczym prompter z przesuwającym się tekstem. Błysk – i już nasz bohater wie, co myśli lub jak się w danej chwili czuje osoba, z którą ma do czynienia. Naprawdę, bardzo chciałbym mieć jakiś skaner albo miernik plus oprogramowanie do analizy błysków w oczach mojej żony (których, dalibóg, nie widuję, ale pewnie źle patrzę). Ech, ileż ja bym dzięki temu wiedział!
A mówiąc serio: jeśli i Ty sięgniesz po ten trick, to nic złego się nie stanie, ale proszę: nie przesadzaj. Nie używaj go na co trzeciej stronie i nie przesadzaj z wyciąganiem wniosków z błysków. Bo łatwo tu o nużącą czytelnika, naiwną przesadę.
Czytaj i analizuj
Największym jednak błędem większości autorów, z którymi miewam do czynienia, jest nieczytanie. A ludzie, którzy nie czytają setek, tysięcy książek, sami dobrej książki nie napiszą. W niniejszym tekście wymieniłem kilka czynników, które potrafią nadać pisanej powieści charakter tekstu nieporadnego, świadczącego o marnym warsztacie pisarskim. Jest ich jednak o wiele więcej i to nie ja, ale Ty masz je znaleźć, jeśli chcesz dobrze pisać. Czytaj więc, ile wlezie, ale z głową. Nie tylko dla przyjemności, ale i po to, by uczyć się od innych. Zwracaj uwagę na to, co Cię w cudzych książkach śmieszy, denerwuje, a co zachwyca. Rób notatki. Wkładaj między kartki zakładki. Gromadź amunicję, która przyda Ci się, gdy sam zasiądziesz do pisania. Sięgaj śmiało po to, co przydarzyło się już innym. Eliminuj błędy, modyfikuj i adaptuj to, co dobre.
Jestem redaktorem i korektorem tekstów. Z tekstami pracuję od ponad 35 lat. Zjadłem zęby na tworzeniu własnych i redagowaniu cudzych treści. Chętnie pomogę Ci w pisaniu tekstów, którymi podbijesz świat.